- Napisane przez Anthony’ego Zurchera
- Korespondent z Ameryki Północnej
Źródło obrazu, Obrazy Getty’ego
W środę w ciągu czterech godzin plan zorganizowania dwóch debat prezydenckich pomiędzy Joe Bidenem i Donaldem Trumpem stał się rzeczywistością.
Choć niektóre szczegóły wymagają jeszcze wyjaśnienia, wydaje się, że kandydaci Demokratów i Republikanów zmierzą się ze sobą dwukrotnie, 27 czerwca i 10 września.
Trump, który od miesięcy nawoływał do debaty „w dowolnym miejscu i czasie”, dostał to, czego chciał.
Jednocześnie Biden musi ustalić warunki ich spotkań. Kandydaci z trzeciej strony, Robert F. Kennedy Jr., mieli mniejsze możliwości pojawienia się na scenie. Dwupartyjna Komisja ds. Debaty Prezydenckiej, która od 1988 roku organizuje te konfrontacje, otrzymała bilet w jedną stronę do podręczników historii.
Teraz mamy pojęcie o uzgodnionych warunkach, przyjrzyjmy się bliżej, w jaki sposób dyskusje mogą przynieść korzyści lub zaszkodzić obu kampaniom.
Biden przejmuje prowadzenie
Prezydent był nieśmiały, jeśli chodzi o to, czy będzie debatował ze swoim republikańskim rywalem. Gdyby jednak mu się udało, byłby pierwszym prezydentem od czasów Richarda Nixona w 1972 r., który całkowicie pominął proces debaty.
Biorąc pod uwagę powtarzające się pytania dotyczące jego wieku i zdolności do sprawowania władzy przez kolejne cztery lata, uniknięcie konfrontacji prezydenckich wiązałoby się z ryzykiem przekonania opinii publicznej, że nie sprostał temu zadaniu.
Prawdę mówiąc, był w stanie ustalić warunki dyskusji w sposób, który mógł być dla niego korzystny. Gospodarzami obu wydarzeń będą CNN i ABC News, a nie Fox News, unikając w ten sposób moderatora debaty o wyraźnie prawicowych poglądach.
Czerwcowa debata odbędzie się w studiach CNN w Atlancie bez publiczności na żywo, co może być także lepsze dla prezydenta, którego tłumy były mniej entuzjastycznie nastawione niż tłumy byłego prezydenta. Zapewnia to również, że Bidenowi nie przeszkadzają propalestyńscy protestujący, co budziło obawy podczas jego ostatnich wystąpień publicznych w trakcie kampanii.
Istnieje kilka sposobów, na jakie wczesny termin pierwszej debaty – zorganizowanej zrywając z tradycją przed letnimi konwencjami nominacyjnymi partii – może również pomóc Bidenowi.
Po pierwsze, da to jego zespołowi możliwość wczesnego postrzegania wyborów jako binarnego wyboru między Trumpem a Bidenem. Doradcy Bidena od dawna utrzymują, że w miarę zwiększania się świadomości społeczeństwa na temat możliwości kolejnej prezydentury Trumpa poparcie dla Demokraty będzie rosło.
Po drugie, czerwcowa debata daje Bidenowi więcej czasu na regenerację, jeśli osiągnie słabe wyniki. Obecni prezydenci – od Ronalda Reagana po Baracka Obamę – mają historię nierównych pierwszych debat. Jeśli Biden podąży za tym trendem, minie kilka miesięcy, zanim się odbije, włączając w to przemówienie, które z pewnością zostanie starannie napisane na konwencji Demokratów.
Oczywiście plan niesie ze sobą również ryzyko. Jeżeli pozostanie on do końca października, nie będzie żadnych głośnych debat, z udziałem dziesiątek milionów widzów, które mogłyby zmienić sytuację. Istnieje również możliwość, że ma trudności, co może skłonić go do ponownego przemyślenia decyzji o uczestnictwie. Jeśli w czerwcu potknie się poważnie, może to utwierdzić opinię publiczną, że nie podołał temu zadaniu w stopniu, którego nie zmienią żadne przemówienia na konwencjach ani wielomilionowe kampanie reklamowe.
Wielkie ryzyko Trumpa w debacie
Trump zrezygnował ze zbyt dużej kontroli, aby zapewnić zaangażowanie prezydenta w debatę. Jeśli w listopadzie solidnie pokona Bidena, tak jak obiecał, udowodni, że było warto.
Pozytywna strona planu debaty dla byłego prezydenta jest jasna. Będzie miał okazję publicznie zarysować ostry kontrast między sobą a swoim przeciwnikiem, być może utwierdzając w przekonaniu, że Biden jest słaby i że będzie silniejszym, bardziej zdolnym przywódcą.
Podobnie jak w przypadku Bidena, wczesny termin debaty dałby Trumpowi szansę na regenerację, jeśli nie osiągnie dobrych wyników.
Chociaż zespół Bidena stwierdził, że dwie obecnie zaplanowane debaty prezydenckie będą jedynymi w tym sezonie, Trump może – i zachęcał – do kolejnych konfrontacji i może próbować przedstawić odmowę Bidena jako oznakę słabości.
Więcej o wyborach w USA
Porozumienie obu kampanii i ich decyzja o obejściu komisji debatującej utrudniłyby Kennedy’emu pojawienie się na scenie. Choć nie jest jasne, który kandydat najbardziej mu pomoże, a który zaszkodzi – obie kampanie mogą mieć powody, aby go wykluczyć – kampania niezależnych jest nieoczekiwanym elementem, którego Trump, jako kandydat obecnie prowadzący w sondażach, może chcieć uniknąć.
Wady Trumpa są również dość jasne. Minęły prawie cztery lata, odkąd były prezydent wziął udział w debacie, więc może być narażony na takie samo ryzyko, jak Biden, że znajdzie się w zardzewiałej, niezręcznej sytuacji.
Choć jest kilka lat młodszy od Bidena, nadal będzie najstarszą osobą, która zostanie wybrana na prezydenta USA, jeśli wygra, a nierówne wyniki mogą budzić obawy co do jego przydatności do sprawowania urzędu. A dzięki wszystkim pogardliwym uwagom, jakie Trump poczynił na temat swojego przeciwnika, poziom debaty będzie dla niego prawdopodobnie wyższy.
Popierając debaty prowadzone w mediach głównego nurtu, Trump prawie na pewno spotka się z ostrymi pytaniami dotyczącymi odmowy uznania wyników wyborów w 2020 r. i jego odpowiedzialności za atak na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. – co może przypomnieć wyborcom o chaotycznym sposobie . Jego pierwsza kadencja dobiegła końca.
Pozwalając zespołowi Bidena na tak wczesne rozstrzygnięcie debat, ostatni miesiąc kampanii prezydenckiej skupi się na organizacji, reklamie i frekwencji wyborczej. W tym właśnie miejscu finanse mogą mieć duże znaczenie – w obszarze, w którym Republikanie ostatnio pozostają w tyle za Demokratami.
Faworyci, którzy mają władzę, to zazwyczaj kandydaci, którzy ustalają warunki debaty i rezygnują z całkowitego udziału, jeśli sobie tego życzą. Spóźnieni, którzy chcą odpocząć, chcą wcześnie i często rozmawiać.
W tym sensie Trump ponownie wywraca do góry nogami obiegową wiedzę. Zobaczymy, który kandydat lepiej stanie na nogach.
„Internetowy geek. Myśliciel. Praktyk od piwa. Ekspert od bekonu. Muzykoholik. Certyfikowany guru podróży.”