Od czasu do czasu celebryta urządza przyjęcie urodzinowe, na którym lista gości wynosi zaledwie 1%.
To sprawia, że myślisz albo „Cholera, wszyscy celebryci przyjaźnią się ze sobą” albo „Wow, iluminaci są prawdziwi”.
…dla Katy Perry i Orlando Blooma…
… George i Amal Clooney …
… i tak, to tył głowy Brada Pitta.
Było pełno celebrytów.
A teraz Leonardo DiCaprio obchodził swoje bardzo ciężkie urodziny.
Leo skończył w piątek 48 lat.
Miał wielkie przyjęcie w Beverly Hills.
Wszyscy tam byli naprawdę bogaci i zdecydowanie byli przykrywką dla poświęcenia Illuminati czy coś w tym rodzaju.
Zabawne jest też myślenie o tym, że te przypadkowe gwiazdy są (być może) dobrymi przyjaciółmi z Lwem.
Był LeBron James i Rich Paul.
Jeremy Scott otrzymał zaproszenie.
Mario Lopez pojawił się z uśmiechem.
Obecny był Emile Hirsch.
Scott Eastwood wykonał cięcie.
Pojawił się Casey Affleck i jego dziewczyna.
To nie byłaby impreza Leonardo DiCaprio bez Tobeya Maguire’a. on tam był.
To byłby Giovanni Ribisi.
Rebel Wilson i jej narzeczony byli na liście gości.
Adrien Brody wyglądał, jakby jechał swoim Uberem.
Bradley Cooper pojawił się z Kate Hudson.
Był tam mąż Ashlee Simpson, Evan Ross.
Pojawił się Guillermo del Toro.
Wesley Snipes szedł.
To jest Stella Maxwell i Andrew Watt.
Jamie Foxx zrobił z tego noc.
I wreszcie był tam Nicky Hilton.
Cóż, nie jest tak źle jak na 48. Chciałbym, żeby cała piątka Spice Girls spotkała się na ich 50.